Stamtąd udaliśmy się do Zamku Królewskiego. Zwiedzanie Zamku to było dopiero wrażenie! Podzieleni na dwie grupy przechadzaliśmy się po salach zamkowych, a w słuchawkach słyszeliśmy to, co akurat mówił nasz Pan Przewodnik lub Pani Przewodniczka (która na co dzień oprowadza grupy po Zamku). Było to o tyle wygodne, że nie trzeba było się cisnąć wokół mówiącego, tylko można było podziwiać eksponaty nie tracąc nic z objaśnień. Zamek – w czasie wojny doszczętnie zrujnowany – dziś budzi zachwyt! Podziwialiśmy arrasy, rzeźby, malowidła, dekoracje elewacyjne i – oczywiście – pokaźną kolekcję cudnych zegarów!

          Wciąż głodni wrażeń prosto ze Starego Miasta pojechaliśmy na stadion narodowy. Wszyscy z niecierpliwością wypatrywali Lewandowskiego. Niestety, w tym czasie najsłynniejszy polski piłkarz zajęty był własną powiększającą się rodziną ;). Ale przy koszulce kapitana drużyny udało się zrobić niemało zdjęć! Koszuli polskiej reprezentacji wiszą w najsłynniejszej chyba szatni w Polsce, w której to ochoczo śpiewali „Przez Twe oczy zielone”. Przeszliśmy także do wyjścia dla piłkarzy, a później – na koniec – na punkt widokowy.

          Mocno już zmęczeni udaliśmy się do hostelu Krokodyl, gdzie mieliśmy przenocować. Tam też zjedliśmy obiado-kolację. Następnego dnia wszyscy zjedli solidne śniadanie celem nabrania sił przed dalszym zwiedzaniem. Drugi dzień zaczynaliśmy od Centrum Nauki Kopernik. Tu każdy miał okazję sprawdzić swoją wiedzę, wykonać jakieś doświadczenie, poznać nowe, ciekawe rzeczy. I choć niektórzy mogliby z powodzeniem spędzić tam cały dzień, trzeba było udać się dalej. Pan Przewodnik zaprowadził nas na Krakowskie Przemieście. Całkiem przypadkowo mogliśmy obserwować, jak do hotelu „Bristol” przybyła reprezentacja rządu Kataru. Wszędzie aż roiło się od samochodów „obstawy” i panów w garniturach z charakterystyczną słuchawką w uchu. Równie szczęśliwie okazało się, że przybyliśmy w okolice Grobu Nieznanego Żołnierza na zmianę warty. Po krótkiej przerwie – podczas której Przewodnik opowiedział historię tego miejsca – udaliśmy się przed Pałac Prezydencki. Stamtąd przeszliśmy do stacji i metrem pojechaliśmy do Pałacu Kultury i Nauki. Oczywiście metro nie wjeżdża do PKiN-u, więc ostatnich kilkaset metrów przeszliśmy piechotą. I to, co z daleka wydawało się budowlą jak każda, z bliska było naprawdę potężne. A wieża, na którą mieliśmy wjechać sięgała chmur! Dlatego byliśmy pewni że podróż windą na 30 piętro trochę potrwa. A tu tylko ziuu! 20 sekund i już! Widok na panoramę Warszawy? Rewelacyjny! Biegaliśmy wszyscy – i duzi i mali – od okna do okna, żeby zobaczyć jeszcze to. I jeszcze to, i tamto… Ah, gdyby nie czas, który nas nieco ścigał, pewnie jeszcze długo podziwialibyśmy widoki. Dla niektórych zaskoczeniem było to, że widok zasłonięty jest siatką, ale tylko siatką – można było przez nią przełożyć rękę! I jak się spojrzało w dół, to autobusy były jak mrówki! Mogło się zakręcić w głowie.

          Pałac KiN był ostatnim punktem naszego zwiedzania. Wycieczka była bardzo ciekawa, niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Dlatego my też musieliśmy wsiąść do autokaru i pomachać Warszawie na do widzenia! Przed nami sporo drogi. W domach byliśmy mocno po 23.00. Zmęczeni, ale bardzo bardzo zadowoleni tym, co udało się zwiedzić.